piątek, 18 lipca 2014

8. "Bo ja się w tobie chyba zakochałem."


                - Jula, mam do ciebie sprawę.

                Piorunuję Michaela doprawdy dość wymownym spojrzeniem, które już teraz powinno przewrócić go na wykładaną ciemnymi panelami hotelową podłogę, ale tego nie robi, co kompletnie nie powinno mieć miejsca. No przynajmniej według mnie. Niemniej moje niemałe przerażenie i zdenerwowanie tymże faktem, skutecznie ukrywam pod maską obojętności, zatapiając wzrok w prestiżowym magazynie na temat mody. No co no?! Naprawdę podobają mi się te pudrowe spodenki! Zerkam na cenę i z wrażenia muszę aż gwizdnąć.

                - Julka, ja potrzebuję z tobą porozmawiać.  – głos chłopaczyna ma niemalże zrozpaczony, co odbija się iście ciekawskim echem w mojej łepetynie, dlatego długopisem zaznaczam stronę, na której skończyłam i odkładam gazetę na stolik stojący obok mnie. Wyciągam nogi oraz ręce przed siebie, ponieważ moje kończyny już dawno zdążyły zdrętwieć; nie moja wina, iż dla kogoś, kto by na mnie patrzył (w tym wypadku Michaela rzecz jasna) wyglądam jak zadowolona kotka. Podnoszę oczy na tego kogoś, kto cały czas sterczy mi nad głową, przybierając na usta coś na kształt uroczego uśmiechu.

                - Mów.-  rozkazuję szybko, ale momentalnie zauważam, że słowa te paraliżują chłopaka kompletnie, gdyż jego sylwetka staje się prosta jak struna. Mimo wszystko cieszę się, iż w taki sposób działam na przedstawicieli płci przeciwnej.

                - No bo… Tak. Julka, ja…

                Gdzieś tam w myślach zastanawiam się, dlaczego pokarano mnie takim nieszczęsnym losem, ale naprawdę staram się być miła i taka no… do życia, więc cierpliwie w ogóle się nie odzywam, co jest moim małym, osobistym zwycięstwem. Cierpliwość to jedna ze cnót w końcu, nie?  Prawą dłonią sięgam po soczek malinowy stojący obok mnie.

                -  Bo ja się w tobie chyba zakochałem.  – wypala na jednym oddechu, a ja, jak na zawołanie, krztuszę się, wskutek czego ciemnoróżowa ciecz ląduje na moim nowiutkim, białym podkoszulku. Jakże inaczej mam zareagować na takie wyznanie, tak?

                - Cholera, Michael odkupujesz mi tą bluzkę! – gwałtownie podrywam się z miejsca, na którym do tej pory siedziałam i palcem wskazującym pokazuję na to coś, co zdobi materiał. – Nie daruję ci tego! Wiesz ile ona kosztowała?!  Majątek, kuźwa! Wypłaty ci zabraknie!

                Gniewnie przechadzam się w tą i z powrotem; w myślach analizuję to, co usłyszałam. Nie zwracam najmniejszej uwagi na chłopaka, który momentalnie zmienił swą pozycję na coś podobnego do zbitego dziecka, ponieważ cały się skulił. W kącie na dodatek. Od czasu do czasu piorunuję go spojrzeniem.

                - Ja ci tylko powiedziałem, że cię kocham!  - odwaga w końcu staje się sojuszniczką Michaela, ponieważ wypowiada całe zdanie poprawne pod względem składniowym i na dodatek zakończone jest ono wyraźnym wykrzyknikiem.

                - Tak? A to niezwykle ciekawe. Chętnie posłucham tego, co masz jeszcze do dodania.

                Wrastam w ziemię. Dosłownie. Bo to bynajmniej nie ja wypowiadam te słowa, a mój rozmówca raczej nie mówi sam do siebie. Niepewnie odwracam się, starając się przybrać niezwykle pewny wyraz twarzy, niemniej chyba mi to nie wychodzi, gdyż zauważam Wellingera stojącego na progu hotelu, który nonszalancko opiera się o framugę szeroko otwartych drzwi. Przez moment stoję jak skamieniała, starając się przypomnieć sobie o względnie normalnym oddechu, jednak to raczej niemożliwe, bo ta potraktowana letnim wiaterkiem blond fryzura działa na mnie lepiej aniżeli czerwona płachta na byka.

                Nie jestem w stanie nawet otworzyć ust, choć staram się ja tylko mogę. Mam nieodparte wrażenie, iż stapiam się ze ścianami i podłogą, niemniej nie do końca wiem, jak to jest możliwe. Moje serce podślizguje mi się do gardła oraz zahacza o górną część szczęki.

                Michael pewnym i niezwykle stanowczym krokiem podchodzi do Andreasa, jednakże przy wzroście skoczka (Boże! Jak ja nienawidzę tego wymownego słowa!), wygląda jak słaby i chorowity karzełek, a mnie  - mimo wszystko – chce się śmiać z tego przekomicznego obrazka, choć już po chwili żołądek zaczyna wywracać mi się do góry nogami, bo to, co widzę, nie zapowiada niczego dobrego.

                Wręcz przeciwnie.

                - A kim ty niby jesteś, co?  - pytanie to zadaje mój współpracownik, mierząc Wellingera nienawistnym spojrzeniem; w sumie nawet się z tym jakoś specjalnie nie ukrywa. Po prostu patrzy mu prosto w te przepełnione płynnym błękitem i irytacją tęczówki, mając nadzieję na to, że po chwili zastąpią je czarne, puste oraz dymiące dziury wypalone właśnie przez niego.

                Automatycznie przymykam powieki, ponieważ nie chcę patrzeć tą, rozgrywaną przez dwóch zazdrosnych samców, scenę.  Co nie zmienia faktu, że – choć nie widzę – słyszę wszystko doskonale.

                - Kim ja jestem?! – Andreas prycha Michaelowi prosto w twarz – Jej ukochanym! Ot co! I jakoś nie przypominam sobie, by było nas dwóch!

                - Tak? Ja też! – wrzeszczy ten drugi. Jestem niemalże pewna, iż gdyby te jego wrzaski mogły przyjąć postać tasaka, mój były chłopak na pewno już dawno leżałby w prosektorium. Dochodzę do wniosku, że muszę ich jakoś rozdzielić, bo inaczej prochy jednego będę mogła zakopać pod tymże hotelem, a drugiego rozsypać na skoczni. Próbuję na szybko ocenić sytuację i dochodzę do wniosku, iż mam jeszcze dosłownie sekundę do wybuchu, więc momentalnie rozglądam się dookoła siebie, by znaleźć coś, co mogłoby mi dopomóc. I znajduję! A jakże! (Przecież zaradna Julia wybrnie z każdej, nawet tej najgorszej, sytuacji).  Kij od mopa, który wystaje zza lekko uchylonych drzwi, na których widnieje jakże wdzięczny napis: „pomieszczenie gospodarcze”, wydaje mi się odpowiednim narzędziem, więc nie mija chwila, a ja już dzierżę go w swej delikatnej dłoni. Później stanowczym krokiem podchodzę do wciąż mierzących się nienawistnym wzrokiem panów, następnie zaś po prostu wkraczam pomiędzy nich, tłukąc ich boleśnie po zaciśniętych w pięści łapach.

                - Zgłupieliście do reszty? – pytam na pozór spokojnym głosem, w którym jednak bez problemu można wyłapać strachliwą nutkę. – Tak mi na pewno nie zaimponujecie.

                Od początku mogłam spodziewać się tego, iż moje wkroczenie podziała tylko i wyłącznie na Michaela, gdyż chłopaczyna z reguły jest potulny jak podhalański baranek, z kolei Andreas od zawsze uparty był niczym najgłupszy osioł, co mogę połączyć jeszcze ze szczególną zawziętością (jak powszechnie wiadomo  - daje to mieszankę iście wybuchową).

                Szatyn patrzy na mnie z lubością. Po raz ostatni tylko posyła Wellingerowi niemą groźbę, z kolei ten drugi zachowuje się tak, jakby to, co powiedziałam, obeszło go koło dupy (No ja przepraszam za niezwykle brutalne i doprawdy niegrzeczne wyrażenie, ale nie mogłam się powstrzymać.), ponieważ wymija mnie, ponownie zbliża się do Michaela, a następnie po prostu wali go w pysk.

                Z moich ust wydobywa się jeden, przeciągły okrzyk, niemniej jest on chyba niezbyt konieczny, bo chłopakowi nic się nie stało. Jednak skoczek nawet nie odwraca się, by to sprawdzić. Po prostu – jakby nigdy nic! – wychodzi z naszego hotelu bez ani jednego słowa, co doprowadza mnie do szału.

                A trzeba wiedzieć, że wkurwionej Julki bać się raczej należy.
 
________________________________________
Skończę to w te wakacje. Skończę. Obiecuję. Muszę.

7 komentarzy:

  1. Kocham kocham kocham kocham

    OdpowiedzUsuń
  2. Po prostu uwielbiam ten rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahahaha nie no nie mogę cudny , wspaniały !! A na końcu te słowa wymiatają, hahaha każdej dziewczyny wkurwionej trzeba się bać! Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Z Wellingera to straszny cham się zrobił. No ale próba rozdzielenia chłopaków mopem była najlepsza. :D Mogę sobie to tylko wyobrazić. Tylko nie wiem dlaczego, ale Andiego zawsze wyobrażam sobie bez koszulki. :D
    Weny :*
    Pati :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i jeszcze o jednym zapomniałam. :) Jak przeczytałam tytuł rozdziału to już wiedziałam, że to Michael wyzna Julce swoja miłość. :) Nie wiem po co to robił. Gdyby tego nie powiedział, to nie dostał by od Andiego i nie musiałby odkupywać bluzki. :D Dobra, to chyba już wszystko. :) To jeszcze raz weny :*

      Usuń
  5. Oj Julka, jaka Ty jesteś bez serca. Chłopak ci miłość wyznaje, a ty mu o podkoszulku...
    I potem jeszcze trzeba było wkroczyć do akcji z kijem. Nie dość, że bez serca, to jeszcze brutalna.
    No dobra, kto tu jest brutalny. Wellinger, przesadziłeś. Muszę to przyznać.
    buziak, słońce :*

    OdpowiedzUsuń